Trochę rozczarowałem się tym filmem. Autorem scenariusza do "Komórki" jest m.in. Larry Cohen, którzy dwa lata wcześniej napisał tekst do rewelacyjnego "Telefonu". Myślałem, że skoro poprzednio udało mu się zbudować niesamowite napięcie mając do dyspozycji wyłącznie jednego aktora, zamkniętego przez półtorej godziny w budce telefonicznej, to tym razem dzięki mobilnej słuchawce jeszcze bardziej mnie zaskoczy i mocniej wgniecie w fotel. Niestety jednak ta przestrzenna wolność nie przysłużyła się filmowi...

"Komórka" zaczyna się praktycznie bez żadnego wstępu. Reżyser pokazuje nam zaledwie jedną spokojną i trochę zbyt sielankową scenę, by za chwilę wrzucić nas w wir dramatycznych wydarzeń. Szkoda tylko, że są one w wielu miejscach nielogiczne i bardzo naciągane - głównego bohatera policja powinna złapać z pięć razy za wszystkie jego wykroczenia. I choć pomysł na ten film był intrygujący - porwana kobieta dzwoni na komórkę do przypadkowego mężczyzny i błaga go o ratunek - to już rozwinięcie zbyt dobre niestety nie jest. Co prawda twórcom udaje się stworzyć kilka całkiem zaskakujących zwrotów akcji i momentami podnieść napięcie, ale jest ono bardzo nierówne przez co sam film też ciągle "podskakuje". Niesamowicie denerwujący jest również nachalny product placement - szczególnie w napisach końcowych i średnia gra aktorów. Co ciekawe, jednak pomimo tych kilku wad "Komórkę" ogląda się całkiem dobrze i jak na zwykłą rozrywkową sensacyjkę - o której zapominamy zaraz po sensie - spisuje się całkiem nieźle.

6/10